Obecnie internetu używa około 60% światowej populacji. Każdego dnia przybywa milion nowych użytkowników. Internet stał się nieodłącznym elementem życia. Korzystamy z jego zasobów nie tylko w celach rozrywkowych czy edukacyjnych. Większość czasu spędzamy na portalach społecznościowych, które niejako pozwalają nam dzielić się z innymi swoimi, nie rzadko najbardziej intymnymi nawet chwilami. Wirtualny świat tak mocno wrósł już w naszą rzeczywistość, że ciężko sobie wyobrazić życie bez niego. A skoro jest ogólnie dostępny i tworzą go zwykli ludzie, to nie powinien pokazywać świata takim, jakim on jest, bez niedomówień i przekłamań?

Ale przecież u niej tak to wygląda!

Są różne spostrzeżenia dotyczące portali społecznościowych oraz idealizacji życia w sieci. Wybrałam dwie historię, które w mojej ocenie najlepiej oddają zakłamanie, jakim raczą nas nie tylko znani i lubiani, ale nawet własna rodzina, czy najbliżsi znajomi.

Magda, 28 lat

„Każdego dnia spędzam na Instagramie około 4 godzin. Sprawdzam co u znajomych, wrzucam coś na story, oglądam zdjęcia ulubionych celebrytów i influencerów. Wiem, że ta aktorka w ciąży, tamta pojechała na wakacje, inna pisze książkę o swojej cudownej metamorfozie. Uwielbiam oglądać ich idealne życie. Moje wcale takie nie jest i nigdy nie było, więc marzę, że może kiedyś i ja będę mogła się cieszyć takimi chwilami. W sieci ciężko uciec przed wszechobecną perfekcyjnością. Gdyby to był tylko pusty tekst, to każdy machnąłby ręką i nie zainteresował się tym, ale nie, ona wrzuca zdjęcia i naprawdę ma płaski brzuch tydzień po porodzie, jej dziecko naprawdę brzdęka na pianinie, chociaż ma dopiero rok. Potem kolejne filmiki, w których potrawy wyglądają jak z katalogów a poświęciła na to 15 minut. 5 razy w roku wyjeżdża ze swoją idealnie wystylizowaną rodzinką na wakacje. Tu na Bali, tu Mykonos, bo to ostatnio modne kierunki. Ale wyjadą też na Mazury, żeby pokazać, że przecież są tacy sami jak my i spędzają wakacje tak, jak my. Co z tego, że w najdroższych hotelach, jedzą same frykasy, a ze zdjęć biją po oczach drogie, luksusowe marki. Daje to poczucie normalności dla tych, którzy klikają”łapki w górę”albo „serduszka”. Wyłączam telefon i patrzę na swój dom. W garnku pomidorowa, mieszkanie 45m2 kupione na kredyt spłacany w bólach. Jutro rano na 8 do pracy w markecie. Boziu, ależ ja jestem beznadziejna! Moje życie jest do niczego! Na pociechę otworzę winko, będzie łatwiej przeglądać kolejne zdjęcia.”

Hania, 32 lata

„Urodziłam syna pół roku temu. Tak się złożyło, że idealnie w tym samym dniu jedna z „gwiazd” rodzimego showbiznesu także urodziła. Powrót do formy wcale nie poszedł tak, jak sobie planowałam i wizualizowałam. Mówiłam sobie: „Pójdziesz na siłownię, przypilnujesz diety i będzie super”. Widziałam w głowie, jak biegnę lasem lekka jak sarenka, w idealnie dopasowanych spodniach opinających wyrobiony tyłek. Każdy dzień zaczynałam kawą i uśmiechem. Robiłam zdrowe śniadanko w czyściutkiej kuchni. A potem pół dnia siedziałam na kanapie pachnąc i malując paznokcie, albo oglądając serial, przegryzając seler naciowy. Bo przecież tak to wygląda u moich koleżanek. Wiem, bo widziałam na Fejsie i Instagramie. Rzeczywistość brutalnie sprowadziła mnie na ziemię. Nie spałam, byłam rozdrażniona, kawy nie widziałam na oczy. Syn miał kolki, nie spał w nocy, a ja razem z nim. Śniadanie? Kanapka z pasztetem albo szynką. Zjedzona w biegu. Mieszkanie zamieniło się w pobojowisko. Ten nowy piękny fotel, kupiony na wyprzedaży zamienił się w duży wieszak. Cała sterta ubrań dawno zasłoniła jego piękny karmelowy kolor. Włączam neta, „gwiazda” ma idealnie czysty, bielutki salon. Wygląda jakby dopiero wyszła od fryzjera i kosmetyczki. Cellulit? Nie ma tego w jej słowniku. Kawa z pianką z drogiego ekspressu. Mieści się we wszystkie piękne sukienki sprzed ciąży. W mojej głowie pojawia się jedna myśl – gdzie popełniłam błąd?”

Monika, 28 lat

Dawno nie widziałam się z moją przyjaciółką z lat licealnych. Tak się złożyło, że wyprowadziła się na studia nad morze, znalazła tam pracę i już została. Ja osiadłam po studiach w rodzinnym mieście i otworzyłam kwiaciarnię. Nie było z niej jakichś super kokosów, ale starczyło na to, żeby spokojnie żyć. Widziałam na jednym z portali społecznościowych, że koleżance powodzi się super. Zdjęcia z jachtu czy apartamentu, piękne makijaże, figura jak marzenie i drogie ubrania. Trochę czułam ukłucie zazdrości, bo u mnie co? Dwójka dzieci, wynajmowane mieszkanie, ubrania z second handu, na wakacje to jedziemy do mojej cioci na wieś albo gdzieś nad polskie morze.

W końcu udało jednak nam się spotkać. Jakież było moje zdziwienie, gdy do baru weszła dziewczyna daleka od tej wyidealizowanej gwiazdy internetu. Owszem, nadal miała te piękne drogie ciuchy, ale figura znacznie różniła się od tej ze zdjęć. Nogi nie tak długie, brzuch nie tak płaski, pupa wcale nie była takich rozmiarów jak na fotografiach. I poczułam się lepiej. Od razu jakoś lżej mi się zrobiło, bo zrozumiałam, że wcale nie ma tych idealnych postaci z internetu.”

Najpiękniejsze wycinki z życia.


Porównywanie się do innych to naturalny mechanizm w życiu człowieka, ale internet jest pod tym względem wyjątkowo zdradliwy. Wiadomo przecież, że ludzie wrzucają do sieci tylko to, co chcą publiczności pokazać. I niby każdy to wie, a jednak wciąż się na to nabieramy. I podpatrujemy dalej, a tam znowu piękne zdjęcia, głębokie przemyślenia, fascynujące przygody,  selektywne plany na nadchodzące wakacje i cały kolejny rok. Idealna praca, mąż, dzieci. Drogie perfumy, luksusowe torebki. Szerokie białe uśmiechy, zdrowie i piękne włosy, idealna cera. Popularni znajomi, piękne samochody. Frustracja rośnie, kompleksy się nasilają i coraz trudniej być zadowolonym z własnego życia. Internet daje nam możliwość pokazania siebie w lepszej wersji. I wcale nie wymaga to jakichś szczególnych umiejętności. Prostą rzecz można przecież opisać, niczym Paulo Coelho, a spośród setki zdjęć wybrać to najkorzystniejsze, gdzie wcale nie widać odstającego brzucha czy krótkich nóg. Bo zanim to zdjęcie pojawia się, jest 20 razy powtarzane. Potem zajmują się nim graficy. Powiększą biust, spłaszczą brzuch i wydłużą nogi. Do tego piękne filtry i mamy idealny obrazek życia. Tak dużo ludzi zakłamuje rzeczywistość, że zaczyna to być coraz bardziej realne, dlatego zaczynamy wierzyć, że to jest normalność. Co jeszcze sprawia, że wiarygodność rośnie ? Prywatność. Przecież skoro pokazują nam swoją garderobę, łazienkę, rodzinę podczas posiłku, to nie mają nic do ukrycia. Tak wygląda ich codzienność. Najbardziej intymne sytuacje, czy miejsca sprawiają, że czujemy się jak dobrzy znajomi, których zapraszają do siebie.

Wszystko im się udaje?

Oczywiście, że nie. Przecież jedna z aktorek wrzuciła zdjęcie ze szpitala, inna opowiedziała o tym, jak to ulubiona sukienka się podarła. Tak. A potem wysmarowały długi i wzruszający post odnośnie swoich niepowodzeń i tego, jak świetne sobie z tym poradziły. I nawet drobne porażki udało się przekuć w sukces. Ze łzami w oczach opowiadają o przykrościach jakie ich spotkają. Częstym przykładem takiego zachowania jest aktualny temat tzw.”hejtu”.

Dziś każdy hejtuje każdego. Nie podoba Ci się jakiś post? Jesteś hejterem. Masz czelność nie zgodzić się z właścicielką konta? Jesteś hejterem. I co wtedy? Najpierw usuwają komentarze, blokują użytkowników. Wśród fanów jednej ze znanych „instalekarek” popularne jest powiedzenie „click click, papa”. Każdego bowiem, kto śmie nie zgodzić się z nią, lub skrytykować, kobieta od razu blokuje. Bo ludzie, którzy pokazują nam idealne życia nie potrzebują tych, którzy obnażą ich błędy czy niedociągnięcia. Nie chcą krytyki i negatywnej oceny. Interesuje ich tylko poklask i aprobata.

Internet jest bezsprzecznie potęgą. Daje nam mnóstwo rozrywki, pozwala na pogłębianie wiedzy, pomaga w utrzymaniu kontaktów, ale i ich nawiązywaniu. Jednak każdego dnia, ludzie mierzą się tam także ze swoimi najgorszymi lękami i problemami. Granica między tym co wirtualne, a tym co prawdziwe jest tak zatarta, że nie potrafimy odróżnić realiów od fikcji.  Smutnie dążymy do nierealnego szczęścia i wyidealizowanego życia, które znamy z portali społecznościowych. Czy warto? Każdy powinien odpowiedzieć sobie sam na to pytanie.